Giermek z książki rodem

"The Plucky Squire" jest pełne niespodzianek. Każda przerzucana strona zachwyca, udowadniając, że nie trzeba wielkiego budżetu i fajerwerków graficznych, by chwycić za serce i wywołać rozczulenie
Tegoroczny wrzesień był ewidentnie miesiącem kreatywności. Zaczęło się wyjątkowo dobrze dzięki fenomenalnemu "Astro Botowi". Gdy piszę te słowa, część z Was najprawdopodobniej gra już w "Epic Mickey:Rebrushed", oblewając magiczne plansze świata Disneya farbą i rozpuszczalnikiem. Ponadto, zza rogu wychynęło wreszcie "The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom", w którym kombinujemy na potęgę ze stawianiem piramid z łóżek i innych dziwactw. Wszystkie te tytuły łączy jedno – nieszablonowość, zabawa gatunkiem i wychodzenie poza utarte gatunkowe schematy. Do stuprocentowego odpięcia wrotek i popuszczenia wodzy fantazji mamy jednak do czynienia w skromnej produkcji, za którą nie stoją miliony monet rzucane przez wielkie korporacje.



Dla każdego z nas bycie bohaterem oznacza co innego. Jeden będzie ekscytował się najnowszymi przygodami Batmana, inny zaś z uwielbieniem spoglądać będzie w kierunku któregoś z rodziców. W umyśle młodziutkiego Sama jest natomiast miejsce tylko dla jednego, dość nieszablonowego herosa. Zaklęty w kartach dziecięcej książeczki Jot ma wszystko, czego potrzebuje dziecięcy idol. Wszyscy go uwielbiają, cieszą się jego towarzystwem i wiedzą, że w najczarniejszej godzinie mogą na niego liczyć. Ta najczarniejsza z czarnych przychodzi nader szybko, gdy zupełnie niespodziewanie czarownik Humgrump zaczyna triumfować i wypycha Jota poza kolorowe karty książki.



Wtedy zdajemy sobie sprawę, że debiut All Possible Futures nie jest kolejną kolorowanką odbitą z szablonu cukierkowych giereczek. Wraz ze zmianą perspektywy stajemy się świadkami jednego z ciekawszych eksperymentów wśród platformówek. "The Plucky Squire" w magiczny sposób bawi się rozgrywką, przenosząc ją między dwoma perspektywami. Pierwsza, bajkowa, dzieje się w płaskiej, dwuwymiarowej rzeczywistości. Wyrzucenie Jota z dziecięcej przypowiastki przenosi go do pseudorealnego świta, w którym areną jego działań staje się dziecięcy pokój ze wszystkimi jego zaletami i przywarami.



Powrót do książkowego świata będzie najmniejszym problemem Jota. Trzeba przecież jeszcze wyplenić zło z królestwa. W wyjściu z tego ambarasu pomogą mu równie intrygujący przyjaciele z rave’ującym czarodziejem na czele. I choć z reguły stanowią oni tło, to jednak od czasu do czasu rzucą jakimś błyskotliwym tekstem albo w krótkiej sekwencji wezmą ciężar ratowania świata na swoje barki. Lwia część będzie do samego końca spoczywała na Jocie. Ten nie tylko zajmie się ciachaniem słodziasznych przeciwników, ale i wytęży szare komórki, by rozwiązać liczne zagadki. Kolorowe stronice wypełnione są prostymi, acz niemęczącymi łamigłówkami. Przesuwanie przedmiotów nikogo pewnie nie zaskoczy. Natomiast najprzyjemniejsze okazało się żonglowanie słowami. Nie prowadzi to do dramatycznej zmiany torów czytanej historii, ale nie sposób nie uśmiechnąć się, gdy z zamienimy blok skalny w ogromny kawał sera albo doprowadzimy do niekontrolowanego rozrostu lilii wodnych na mijanej rzeczce.



Trójwymiarowe krajobrazy przenoszą rozgrywkę w bardziej platformowe rejony. Przebieganie po książkach, ślizganie się po linijkach i mijanki z przeciwnikami między klockami Lego prowadzą Jota prosto do licznych przedmiotów ułatwiających mu potem przemierzanie kart książki.



"The Plucky Squire" jest pełne niespodzianek. Każda przerzucana strona zachwyca, udowadniając, że nie trzeba wielkiego budżetu i fajerwerków graficznych, by chwycić za serce i wywołać rozczulenie porównywalne do głaskania małych kotków.



Interesujące jest też podejście deweloperów do walk z bossami. To już nie metodyczne tłuczenie przeciwników mieczem po głowie. Sekwencje te zmieniają się w minigry. W jednej postrzelamy z łuku do żądnych krwi komarów, inna zaś stanie się rytmiczną batalią z rockowym bogiem Trollhalli. Znalazły się nawet nawiązania do "Magic: The Gathering", które pomimo upływu lat wciąż pozostaje moją ulubioną karcianką.



Aż dziw, że nikt wcześniej nie wpadł na stworzenie podobnego tytułu. Przenikanie się dwóch rzeczywistości to w gruncie rzeczy mało wyszukany koncept. Kluczem do sukcesu pozostaje tu jednak wykonanie, zaangażowanie i chęć powrotu do dziecięcej niewinności. To trudny do uchwycenia rodzaj magicznej nostalgii. All Possible Futures włożyli w ten projekt całe serce i stworzyli perełkę mogącą bez żadnych kompleksów konkurować z dużymi tytułami o miano gry roku.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?